Opowieści Zielonego Kota odcinek 2
W tym momencie zielone ucho, na którym była prawie niedostrzegalna czarna centka poruszyło się a srebrzysty pazur zamarł na chwilę w bezruchu. Tylko koniec zielonego ogona poruszał się miarowo i bardzo miekko. Zrobiło się jakoś dziwnie i Dziadek mógł prawie przysiąc, że kot szepnął coś w niezrozumiałym, ale prawie ludzkim języku. Na samą jednak myśl o tym Dziadek uśmiechnął się, pokręcił głową i szybko zaczął przygotowywć szkło do kolejnego witrażu, o który coraz bardziej już niecierpliwie dopominał się Ksiądz Prałat.
W pewien piątkowy wieczór, w kilka miesięcy po zamieszkaniu przezeń w pracowni, [TU1] Zielony Kot postanowił pójść wraz z Dziadkiem do domu. Dziadek zazwyczaj kończył pracę przed dziewiętnastą i wracał do domu. Tymczasem stary zegar dawno już wybił godzinę dwudziestą pierwszą. Właśnie wtedy Kot, który na długo przedtem zanim zajął tę demonstracyjną postawę u progu znacząco spoglądał na zegar, zeskoczył z parapetu i wyginając grzbiet powędrował pod drzwi. Patrząc na zdecydowaną postawę czekającego na niego przy drzwiach kota Dziadek nie miał ani krzty wątpliwości co do kocich intencji.
Widząc zdeterminowaną minę kota Dziadek nie starał się nawet odwieść go od jego postanowienia. Zresztą głęboko w duszy Dziadek od dawna zastanawiał się nad zaproszeniem Kota na wizytę domową. Nie miał jednak pewności jak do wizyty zielonego przybysza odniosą się jedyny syn Dziadka Dorian jego żona Tatiana i ich synek mały Karol I, którzy po śmierci ukochanej żony Dziadka, pięknej Oliwii, zamieszkali wraz z Nim w starym rodzinnym domu. Wprawdzie, prawie od momentu jego pojawienia się w pracowni, Dziadek opowiadał podczas kolacji przygotowywanych przez Tatianę o zielonym kocie i jego zachowaniu i dziwnych zwyczajach. Był jednak świadomy tego, iż mimo tego że Dorian i Tatiana słuchali opowieści z uwagę nie zawsze udawało im sie ukryć uśmiechy, które zdawały się mówić - patrz Dziadek jest trochę jak małe dziecko, które aby uciec od samotności wymyśla sobie wyimaginowanego przyjaciela. Jedynie mały Karol słuchał opowieści Dziadka z wypiekami na twarzy dopytując się kiedy wreszcie będzie mógł osobiście zobaczyć Zielonego Kota. Nie mogąc się doczekać spotkania z tajemniczym i jakże ekscytujacym stworem Karol coraz częściej zaczynał domagać się aby Dziadek zabrał go ze sobą do pracowni. Wizytom Karola w pracowni sprzeciwiała się jednak dość stanowczo Tatiana, która obawiała się szkodliwego wpływu farb i innych chemikaliów na zdrowie malca.
Wychodząc wraz kotem z pracowni Dziadek miał przez chwilę nadzieję, że być może w momencie wyjścia z pracowni Zielony Kot przybierze na siebie szary kolor rozsądnego dachowca lub zmieni zieleń na zupełnie przyzwoity dla kotów kolor czarny. Nic takiego się jednak nie stało. I choć wiedział, że byłoby to ogromnym rozczarowaniem dla Karola był przekonany, że byłoby to również dużo łatwiejsze dla Doriana i Tatiany, których widok normalnego kota utwierdził by w przekonaniu o tym, że Dziadek po prostu odrobinę fantazjował. Czy można się zatem dziwić, że przekraczjąc próg domu w towarzystwie spokojnie maszerujacego obok kota o sierści koloru wiosennej trawy Dziadek odczuwał lekkie drżenie serca. Najdziwniejsze było jednak to, że kolor kota nie został w ogóle zauważony przez domowników i chociaż do końca nie rozumiał jak to się stało Dziadek nagle poczuł spokojną pewność, że wszystko jest w absolutnym porzadku. Nim podano zupę kot był już najlepszym przyjacielem Karola. Widać było wyraźnie, że tych dwu porozumiewa się ze sobą w im tylko wiadomy sposób.
- Miałeś rację Ojcze- powiedział Dorian – to naprawdę niesamowita istota.
- Ja też tak uważam dodała z usmiechem Tatiana. A Karol jest nim wręcz zafascynowany.
Dziadkowi nie wydało się wcale dziwne, że Dorian i Tatiana nie użyli w stosunku do przybysza słowa kot używając w zamian słowa istota. Normalne stało się także to, że nikt, nawet Karol, nie powiedział słowa na temat koloru jego sierści. Od tego wieczoru kot powiększył grono domowników. Dla wszystkich było oczywiste, że zamieszka w prawym skrzydle, w mansardzie, w której kiedyś Dziadek, jako dziecko, miał swą pierwszą pracownię.